Wystawa "Nasza Ziemia"


 

„Subiektywna ocena opuszczenia terenu szkoły wraz z grupą uczniów dwóch klas – jednej gimnazjalnej a drugiej licealnej, w celu zapoznania się z osobliwościami naszej trzeciej planety od najbliższej gwiazdy, potocznie nazywanej „Ziemią", w kombinacji innych skał lub skupisk gazu o kształcie owalnym zataczających razem okręgi wokół żółtego karła (tzw. „Słońce"), nazywaną „Układem Słonecznym", oraz zaobserwowania wyników długotrwałego wysilania mózgu i mięśni różnych narodowości ludzi kreatywnych na płótnie, czy też w innej formie."

Czwartego dnia drugiego tygodnia 2010 lat po przyjściu na ten świat Jezusa Chrystusa, 11 godzin i 20 minut po północy, klasa licealna razem z klasą gimnazjalną oraz z osobami dorosłymi z wykształceniem do celów nauczania i przygotowania do samodzielnego życia, wybrała się do centralnej części stolicy europejskiego kraju, Polski, aby cieszyć swe oczy i umysł inteligentnie ustawionymi napisami o treści informacyjnej na temat warunków przyrodniczych naszej błękitnej planety.

zachetaKiedy wszyscy osobnicy zaliczający się do grupy naukowo-uczniowskiej bez żadnych niefortunnych zdarzeń dotarli do Pałacu Kultury i Nauki, gdzie znajdowało się aktualne miejsce wyżej wymienionej wystawy, w naszym kierunku zmierzały osoby, których pracą było oprowadzenie osób o miesięcznym odebraniu pieniędzy na tyle wysokim, aby mogły zapłacić i posiadać w swoim portfelu sumę dostateczną, żeby wyżywić całą rodzinę do następnej wypłaty. Owym naszym przewodnikiem była młoda przedstawicielka płci żeńskiej, która bez żadnych niepotrzebnych przemówień czytała nam ciąg słów i interpunkcji tak ułożonych, by formowały zdania o treści naukowej.

Na mą i moich towarzyszy niekorzyść jej przemowa nie była na tyle ciekawa, bym mógł w tej chwili wyłonić z mojej pamięci wiadomości o jakich dokładnie opowiadała. Wstępna część wystawy znajdowała się na pierwszym piętrze budynku z 1955 roku naszej ery i moim zdaniem był to najmniej emocjonujący rozdział wspólnej wycieczki po Pałacu Kultury. Po tym nieciekawym czytaniu i słuchaniu pojechaliśmy nadzwyczaj szybko przemieszczającą się w przestrzeni kabiną ruszającą człowieka w górę i dół na najwyższe piętro dostępne dla ludzi przychodzących tu w celach turystycznych, by nacieszyć nasze oczy wykonanymi różniącymi się od siebie stylami ilustracjami, dotyczącymi ilości pożywienia na dobę/rodzinę w krajach bogatych i biednych. Ta część była bardziej atrakcyjna od poprzedniej, gdyż przez samo przyglądanie się obrazom człowiek inteligentny mógł bez żadnego wysiłku fizycznego pomyśleć, jak przerażające są skutki zaniedbywania macierzystej planety. Kiedyśmy skończyli wspólne rozmyślanie nad problemami współczesności, dostaliśmy do naszej dyspozycji 600 sekund na podziwianie rozciągającej się aż do końca linii horyzontalnej panoramy naszej pięknej stolicy, Warszawy. Była to jedna z niewielu okazji do wspólnej wymiany uczuć i emocji dotyczących dotychczasowych atrakcji, jakie zaobserwowaliśmy. W celach rozrywkowych, ja i moi towarzysze skonstruowaliśmy skomplikowaną maszynę z posplatanych włókien zawierających celulozę z drewna lub innych materiałów roślinnych, uzupełnioną o różne dodatki masowe i wypełniacze, których celem jest spowodowanie zmniejszenia przezroczystości i polepszenia niektórych cech drukowości. Ów pojazd latający, papierowy samolocik napędzany siłą wiatru, wypuściliśmy, by przyglądać się jego majestatycznej podróży nadziemnej... Po tych wspaniałych aczkolwiek zbyt krótkich 10 minutach zjechaliśmy windą na słynne 6 piętro, gdzie miejsce miało pomieszczenie w celach ciekawego spędzenia czasu na oglądaniu ludzi udających kogoś innego, niż oni naprawdę są, lecz tak dobrze oszukują siebie i publiczność, że osoby siedzące na widowni wierzą w emocje, uczucia i aktualne stany finansowe, które nie są prawdziwe. Na tym poziomie słynnego warszawskiego zabytku mieściła się ostatnia część wystawy „Nasza Ziemia". Była ona najciekawsza, gdyż znajdowały się tam urządzenia elektryczno-magnetyczne wysyłające impulsy świetlne, służące nie tylko przyswajaniu różnych informacji, ale także do rywalizacji ze swoimi rówieśnikami i sprawdzeniu zasobów naszej wiedzy. Całą wystawę pragnę ocenić, a mój werdykt to 7 na 10 kapeluszy prawdziwego dżentelmena.